BiteInto Americas

Hipsterski „Piejący kogut”

Fawele w Rio de Janeiro uciekają przed stereotypami i słownikowymi definicjami. Stają się coraz modniejsze na turystycznym szlaku.

Osiedla ubóstwa zwykle dyskretnie chowają się za tylnymi drzwiami miast. Ale w Rio są bezczelne, wdrapują się na wzgórza w samym centrum miasta. Dla naukowców i dziennikarzy to „społeczne piramidy”. Wielu z nich chciałoby nadal klasyfikować miejscowych tak jak pół wieku temu – na samym dnie jako viciados (narkomani), bebados (pijacy) i vagabundos (drobni przestępcy).

Od ponad stu lat fawele w Rio de Janeiro walczą z tego typu łatkami. Pierwsze porządki na wzgórzach władze miasta zarządziły w 1907 roku. Pół wieku później o „osiedlach biedy” usłyszał świat. Reżyser Marcel Camus spotkał gdzieś na ulicy Rio Berno Mello. Bezrobotny piłkarz pasował mu do roli tytułowego „Czarnego Orfeusza”. Film o miłości na Wzgórzach Babilonii dostał Oscara w 1959 roku. Wtedy w Rio de Janeiro 335 tysięcy ludzi żyło w 147 fawelach. Dziś ponad półtora miliona mieszkańców gniecie się w 752 osiedlach.

fawela3

Wśród nich są m.in.:

Wzgórze Babilonii. Z ogrodami śmieci. Zajęte na początku XX wieku przez czarnoskórych z północy, którym zwrócono wolność, ale zabrano pracę. Kilofami wycinali tunele dla linii tramwajowej. Przy stacji był bar, a w nim piwo Babilonia.

Complexo de Alemao. Dla miejscowych po prostu Strefa Gazy, choć po portugalsku to „kompleks niemiecki”. A powinien być polski. Po I Wojnie Światowej tereny należały do Leopolda Kaczmarkiewicza. Sąsiedzi byli pewni, że jest Niemcem.

Rocinha. Najpotężniejsza. 300 tysięcy mieszkańców ma kanalizację i ogląda własny kanał Ghetto TV.

Morro de Macacos. W 2009 roku na Wzgórzu Małp starły się dwa gangi: Czerwone Komando i Przyjaciele Przyjaciół. Helikopter policji padł z hukiem na ziemię. Zginęło 12 osób.

Jacarezinho. W Małym Aligatorze urodził się Romario.

Ciudade de Deus. Z własną walutą zwaną CDD. Znane z głośnego filmu „Miasto Boga”.

Santa Marta. Najbardziej stroma. Kiedyś Michael Jackson wyśpiewał tutaj „They don’t care about us”.

fawela8

W pół wieku fawele zdążyły się wymknąć definicjom. Słownik „Webstera” określa je jako „osady złożone z luźno stojących drewnianych lub tekturowych szałasów na obrzeżach brazylijskich miast”. W tym opisie nic się już nie zgadza z rzeczywistością.

– Nie można postrzegać ich przez pryzmat ich nielegalności, braku kanalizacji i prądu, materiałów, z których zbudowano domy. Definiowanie ich jako dzielnic ubóstwa to nie błąd, a głupota. Nie wszyscy ludzie mieszkający w faweli są biedni, nie cała bieda jest w fawelach – pisze Janice Perlman.

Amerykańska antropolożka badała wzgórza Rio w 1968 roku. Wróciła po ponad czterdziestu latach i porównała wnioski. Z pomocą plakatów i telewizji znalazła 307 z 750 przepytanych wcześniej osób. Większość wciąż mieszkała w fawelach, ale było to już inne życie.

Dziś dokonuje się największa zmiana w fawelach. W Vidigal odwiedziliśmy szkołę mody (więcej tutaj), w kompleks Penha ciekawy projekt „Favela Street” (przeczytasz o nim tutaj). Ostatnio zamieszkaliśmy w Cantagalo. Nazwa oznacza po prostu „Piejący kogut” – o drugiej w nocy i piątej nad ranem – niesie się panie kogutów.

fawela10

fawela6

Pewien Nowozelandczyk założył tutaj hostel, w którym wszystko jest z recyklingu – szafa ze starej lodówki, wieszaki z widelców, lampki z tarek, łóżka z palet. Przez labirynt schodów docierają tutaj turyści: głównie ci ciekawscy i oszczędni. Ale jest ich coraz więcej, bo z tarasu można oglądać boskie widoki. A przy okazji przełamać stereotypy na temat faweli, które wykształciły w nas światowe media.

Zaprzyjaźniliśmy się z Normą, pracownicą hostelu i jej córką, brazylijską dokumentalistką. Poszliśmy zwiedzać okoliczne fawele szlakiem „Muzeum Faweli”. To otwarte muzeum, na które składają się graffiti na ścianach. Lądują na nich najważniejsze dla tego miejsca wydarzenia. Graffiti opowiadają o pierwszych mieszkańcach, którzy walczyli o dostęp do wody pitnej, o kościele, w którym modlą się każdego dnia, o zamordowanych sąsiadach w ramach akcji pacyfikacji.

Wszystko dziesięć minut piechotą od słynnej plaży Copacabana.  – A tutaj „autostrada” – wskazuje córka Normy na odcinek prostej ulicy, na której z trudem mijają się dwa samochody. – Tak nazywamy to miejsce, bo to największy plac w okolicy. Na autostradę wychodzimy tańczyć – uśmiecha się.

Widok turystów nikogo już nie dziwi. Choć nie wszyscy w Cantagalo chcą, by przyjezdni zaglądali im do domów, a pieniądze zgarniali za to inni obcokrajowcy. Dlatego w hostelu Nowozelandczyka ktoś odciął kable od klimatyzacji. Nie pierwszy raz. I tak nie zmienimy zdania: w Rio najlepiej zamieszkać w faweli.

fawela9 fawela4 fawela2 fawela1

 

x Close

Like Us On Facebook