Pierwszy atak. Składa. Przekłada. Rozprostowuje. Przekłada. Wkłada, wyciąga, rozkłada, przeciąga. Zaczyna nerwowo chodzić dookoła namiotu. Drugie podejście. Z zaciętym wyrazem twarzy rozkłada, by znów złożyć, wetknąć do plecaka i upchać nogą. Zwykle towarzyszy temu mamrotanie.
W końcu, a mamy przecież początek dnia, wyczerpana rzuca się do namiotu. Po chwili biegnie myć garnki do rzeki, by wrócić i wykrzyknąć: „Chodź zobacz jak tam pięknie!”. Mija jeszcze około czterech minut. W końcu podchodzi cichutko, skonfundowana, ze skrywaną wyłącznie na takie okazje nieśmiałością, pyta: „Spakujesz mnie?”
Wyżej wspomniana Szefowa projektu Intoamericas.com w trakcie pakowania wpada w epileptyczny amok. A że bohaterem tego wpisu miał być św. Walenty (patron zakochanych, umysłowo chorych umysłowo, nerwowo i epileptyków), to musi być o pakowaniu.
Dwa lata w podróży: 12 krajów, tysiące kilometrów, druga połowa z 773 poranków z pytaniem: „Spakujesz mnie?”.
Na początku odpowiadasz: „Tak, jasne”
Ale już po dwóch miesiącach zaczynasz się lekko buntować. Zaznaczasz, że konstrukcja pytania „Spakujesz mnie?” jest niefortunna i niegramatyczna. Szybko rezygnujesz z takich odpowiedzi.
Po roku sam garniesz się do pakowania, by wyruszyć o czasie.
Po półtora roku dostajesz w prezencie – od Szefowej i firmy Fjallraven – nowy plecak. Kajka. 75 litrów.
Lekki, pakowny, wygodny. Podczas patagońskich trekkingów spisał się bez zarzutu, dobrze się go nosi również w tropikach. Choć kultowy drewniany stelaż i szeroki pas biodrowy dobrze rozkładają ciężar, to i tak przyszłym użytkownikom radzę jedynie, by nie przesadzali z liczbą rzeczy. Kajka działa jak mała szafa lub damska torebka – ma się nieodparte wrażenie, że pomieści wszystko.
W pewnym momencie jego użytkowania zaczynasz sobie zdawać sprawę, że młodzieńcza teoria, by cały dobytek mieścić w plecaku ewoluowała. Nie! Gorzej, to rewolucja. Ale to przecież nie wina plecaka, że nagle w twoim i jego życiu pojawia się namiot trzyosobowy, puchaty śpiwór na mrozy, kuchenka, garnki, sztućce, cztery kurtki (na mrozy i na wiatr) i wino (na miłe wieczory). Przy okazji także dwa kilogramy książek, buty na obcasie (z własnej inicjatywy), elegancki zestaw Szefowej na ważne wywiady i dwa laptopy.
Plecak Kajka ma też jedną miłą właściwość. Na przykład, gdy zwrócisz uwagę na niegramatyczność pytania „Spakujesz mnie?” można się do niej przytulić. Kajka ze stoickim spokojem znosi gdy się na niej siedzi, o nią opiera, na niej śpi i na nią psioczy.
A prawda jest taka, że wystarczy zawsze odpowiadać „Tak, jasne”. I ma się Walentynki przez cały rok.