BiteInto Americas

W więzieniach Limy. Nie taki diabeł straszny

Portfel, lizak, galaretka, skarbonka, może delfinek albo posąg Myszki Mickey? Dzień odwiedzin w peruwiańskim więzieniu jak niedzielny festyn.

Portfel, lizak, galaretka, skarbonka, może delfinek albo posąg Myszki Mickey? Dzień odwiedzin w peruwiańskim więzieniu jak niedzielny festyn.

Robimy materiał o kolekcji mody, która powstaje w więzieniach Limy (o czym przeczytacie w następnym poście). Biuro prasowe milczy, więc postanawiamy wejść do środka w dniu wizyt. W męskim więzieniu San Pedro w dzielnicy Lurigancho, które ma sławę najgorszego w kraju, takie dni w tygodniu są trzy: środa i sobota dla kobiet, niedziela – dla mężczyzn.

Na ulicy przed więzieniem kwitnie handel: owoce, makarony, pieczone świnie, słodycze. Jest i zakład kosmetyczny pod przenośnym białym parasolem (jak ogrodowe nad komplet wypoczynkowy). Paznokcie, makijaż, balejaż i afrykańskie warkoczyki. I spódnice. Wszędzie spódnice. Z polaru, dzianiny, wzorzyste, jednokolorowe. Jak się okaże, gdy tylko zbliżę się do bram – nie bez powodu.

– Amigita, w tych portkach nie wejdziesz. Chodź, pożyczę ci kiecę – zgarnia mnie korpulentna i wesoła więzienna wyjadaczka.

Dwa sole (1 sol to 1,1 zł) i spódnica moja. Spodnie muszę zostawić w zastaw. Amigita ściąga mi też szal, „bo się na nich wieszają” i kurtkę. Próbuję dociec, skąd ten przepis o spódnicach, strażnicy wzruszają ramionami.

– Może łatwiej coś przemycić. Tak samo w obcasach. Boją się narkotyków – zastanawia się dojrzała pani, co ciśnie do więzienia z wielkim materacem. Jednak mężczyznom w dniu wizyt spódnic nie wdziewają, tylko muszą ściągnąć pasek.

DSC_0624

Ja możliwości przemytu widzę bardziej oczywiste: w paczkach ciasteczek, które niewiasty niosą ukochanym, tortach, by razem uczcić drugie urodziny syna, niezliczonych rolkach papieru toaletowego, styropianowych pojemnikach z jedzeniem na wynos. Bez problemu wnieść też można nóż – w długim procesie przejścia z jednego świata do drugiego nie prześwietla mnie żaden wykrywacz.

Kolejka jest długa jak stary wąż boa (podobno rosną do śmierci). A w niej: siostry, żony, partnerki, babcie, teściowe, nieletnie córki i synowie. Można ją jednak ominąć, tu i ówdzie dając peso: wyjadaczce od spódnic przed wejściem lub strażnikowi na każdym zgięciu węża. Inne panie wcale się nie oburzają. Tak jest i już. 50 centów zapłacę kolejnej amigicie za wypełnienie karty wejścia. Dałabym radę, ale długopis właśnie się wypisał. By zabić czas, czytam książkę.

– Będziesz głosić Słowo Boże? – zagaduje młoda mężatka przede mną. Jestem jedyną białą, pewnie pierwszą Polką. Wszyscy strażnicy chcą wiedzieć, kogo odwiedzam. Mała szansa, by znali Perciego – więźniów jest tu ok. 6 tys., choć 21 pawilonów teoretycznie mieści o połowę mniej. Śpią po 32 w celi, czasem na łóżkach, czasem na materacach rozkładanych tylko na noc. Przeludnienie to powszechny problem więzień na kontynencie.

DSC_0631

Jeszcze tylko zostawię paszport, otyła strażniczka pogmera mi w miseczkach stanika i między udami i już – jestem w więzieniu (bez telefonu, więc zdjęć więcej nie będzie). Nie ukrywam, pewien lęk przed nieznajomym środowiskiem był. Tymczasem panowie przemili, obskakują mnie w uśmiechach i pytają, kogo szukam (ta usługa oczywiście też kosztuje).

– Niech się pani nic nie boi, my tu bardzo lubimy wizyty. Gości nikt nie rusza! – szczerzy się starszy pan, który chodzi z pudełkiem zawieszonym u szyi (jak sprzedawczynie papierosów Paryża czasów impresjonistów). Sprzedaje słodkości.

Wchodzę do pawilonu 19A, a tam stragany jak w dzień targowy – porcelana, torebki, portfele. W pawilonie cały parter zajmują warsztaty – najwięcej ceramiczny. Stoją Myszki Mickey, smoki, obowiązuje styl krasnali ogrodowych.

Perciego znajduję przy maszynach do szycia. Jest niewysoki, bez zarostu, uśmiecha się ciepło. Siedzi już 11 lat za napad i morderstwo. Ale strażnika zabił kolega, jeden z trzech, z którymi obrabiał ciężarówkę pełną papierosów.

– Zarabiałem dobrze na budowie. Ale byłem niedojrzały, potrzebowałem adrenaliny – wspomina. Szyje na utrzymanie trójki dzieci (ostatni, pięcioletni syn został poczęty na wizycie).

W kieszeni ma telefon, choć to zabronione. Dostęp to internetu też jest. Wszystko kwestią peso. Nasz znajomy z Limy opowiada nam, że mafiosi mają tu suity z wanną. O ich imprezach z orkiestrą kilka lat temu pisały gazety, w telewizji był reportaż – puszka zakazanego piwa chodzi wtedy po 11 soli.

– W zakładzie mamy wszystko. Brakuje jedynie wyjść na zewnątrz, pocieszyć się życiem i wrócić – mruga okiem.

Jak wyglądają ubrania szyte przez więźniów? Zobaczycie tutaj.

PS. By dzień później wejść do więzienia kobiet musiałam jeszcze przejść proces pieczętowania.

DSC_0632

x Close

Like Us On Facebook