Wybiedzeni chłopcy, grubiutkie dziewczęta, dzieci z zespołem Downa. Wszyscy oni zawdzięczają uśmiech piłce. Na tym polega idea Tahuichi.
– Jako piłkarz umarłbym z głodu – żartuje 31-letni Eddy Hurtado, szef zasobów ludzkich w akademii sportowej Tahuichi. Pochodzi z Cochabamby, mama wychowała go samego. Od 10 roku życia pracował – zbierał drewno z lasu, matka zachorowała na reumatyzm i nie bardzo mogła się ruszać. Gdy miał 16 lat wypatrzyli go skauci.
Tahuichi to chyba najsłynniejsza akademia piłkarska w Ameryce Południowej. Powstała w 1978 roku w Santa Cruz de la Sierra w Boliwii. Piłka jest tylko tłem do pracy socjalnej. Wielu z uczniów pochodzi z rodzin rozbitych lub ekstremalnie biednych. Piłka jest tu nadzieją na lepsze życie. Na edukację, której nie mogą zapewnić rodzice. Na dach nad głową. Na regularne posiłki. Na czystą wodę.
Mabel Anis, od projektów społecznych: – Mamy np. program dożywiania, każde dziecko po treningu dostaje mleko i chleb sojowy, który jest bogaty w białko. Mamy też stypendium niemieckie: opłacają dożywianie małych piłkarzy trzy razy w tygodniu (kolacja i podwieczorek), a oni piszą listy do opiekunów z Niemiec. To taka adopcja na odległość.
Jednym z projektów socjalnych jest schronisko młodzieżowe dla najbardziej utalentowanych adeptów szkółki. – Jestem produktem tego projektu – mówi żartobliwie Eddy. – Jeszcze kilka lat tu pobędę, a chyba postawią mi pomnik. Do niedawna osiem stypendiów rocznie fundowała Ambasada Amerykańska, koszt utrzymania jednego ucznia to ok. 3,5 tys. dolarów na rok.
Erwin Sanchez, Juan Manuel Pena, Jaime Moreno, Juan Carlos Arce, Sebastian Gamarra – większość sław boliwijskiej piłki, rozpoznawalnych także w Europie przewinęło się przez schronisko. Wielu z nich trenowało razem z Eddym. Oni się wybili, on postawił na studia.
– Niektórzy chłopcy nie wytrzymują. Ile razy budziły mnie w nocy ich płacze. Tęsknią za domem, wracają po roku. Inni nie dają rady utrzymać średniej w szkole – jest wymagana, jeśli ktoś chce tu zostać. Ostro się uczyłem i trenowałem. Były takie lata, że wszyscy się zmieniali, tylko ja zostawałem. Nie zostałem piłkarzem, ale jako pierwszy w rodzinie skończyłem studia magisterskie – opowiada Eddy.
W Tahuichi trenuje ok. 3,5 tys. dzieci miesięcznie, w tym 300 dziewczyn. Rocznie przez szkółkę przewija się ich 6 tys. – na kursach letnich jest ich więcej. Młodsze przyprowadzają rodzice, starsze przychodzą same. 85% z nich nie płaci za treningi i stroje. Stypendia fundują szkoły, uniwersytety lub prywatni sponsorzy, np. Olive Sport czy Coca-Cola.
Pieniędzy wciąż brakuje. Np. na zajęcia dla dzieci upośledzonych. Trenowali mali piłkarze z zespołem Downa. To dzięki takim inicjatywom akademia sześciokrotnie została nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla. – Ostatni raz zdaje się przed rokiem – mówi jeden z pracowników.
Kiedy dokładnie nikt nie wie. Nobel dla nikogo tutaj nie jest ważny. W przeciwieństwie do dzieci. Każdego dnia na 16 boiskach roi się od tych, którzy wierzą, że piłka może dać im lepsze życie. Niekoniecznie wielkie pieniądze, ale choćby zdrowy posiłek i butelkę wody.