BiteInto Americas

Mundial w Brazylii. Ofiary ogromnej presji

Stadiony w Brazylii rosły 24 godziny na dobę, robotnicy pod ogromną presją narażali życie i pracowali bez zabezpieczeń. Wszyscy, którzy zarobią miliony na tym wyścigu z czasem, nie chcą pamiętać o jego ofiarach.

Stadiony w Brazylii rosły 24 godziny na dobę, robotnicy pod ogromną presją narażali życie i pracowali bez zabezpieczeń. Wszyscy, którzy zarobią miliony na tym wyścigu z czasem, nie chcą pamiętać o jego ofiarach.

15 grudnia 2013 roku Marcleudo Melo Ferreira skończyłby 23 lata. Dzień przed urodzinami robotnik spadł z wysokości 35 metrów podczas prac wykończeniowych na stadionie w Manaus. Zmianę rozpoczął o godz. 19. Zginął tuż przed świtem, 40 minut przed końcem zmiany.

W stolicy Amazonii pracował kilka miesięcy, dostawał 950 reali miesięcznie (1280 zł). Tego dnia nie założył lin zabezpieczających. – Był szczęśliwy, uwielbiał tą robotę. Kilka dni wcześniej narzekał jednak, że presja jest ogromna – mówi Marco Antonio Ferreira de Melo, starszy brat ofiary.

Marcleudo, z malutkiej wioski na północy Brazylii, to jeden z siedmiu robotników, którzy zginęli w trakcie robót na arenach MŚ (ósma ofiara dostała zawału serca). Większość z nich pozostała anonimowa. – Organizatorzy skutecznie blokują wszelkie informacje na ich temat. O ciemnej stronie mundialu w Brazylii się nie mówi. I rzadko się pisze – opowiada lokalny bloger i dziennikarz.

Po śmierci Marcleudo prace w Manaus przerwano na kilka dni, obiekt wizytowali prokurator i komisja z ministerstwa pracy (MPT). Wykazano bardzo wiele nieprawidłowości. „Niektórzy pracownicy wykonują prace na wysokościach bez zabezpieczeń” – odnotował w raporcie Antenor Garcia de Oliveira jr.

Wskazano, że ryzyko wypadków jest bardzo duże. Ale roboty ruszyły ponownie. Stadion musiał powstać. Minęło kilka miesięcy, komisja znów przyjechała do dżungli. I znów wypunktowano głównego wykonawcę. Firmie zarzucono zaniedbania w sprawie ochrony życia pracowników.

Rodzinie nikt już nie wróci Marcleudy. – Dla nas to fatalne przeżycie. Matka odebrała telefon od pracodawcy i zemdlała. Potem nikt z jego firmy już się do nas nie odezwał – opowiada brat. Wykonawca w oficjalnym komunikacie przekonuje, że zapewnia „pomoc rodzinom ofiar”.

Fragment pochodzi z naszego reportażu dla „Gazety Wyborczej” o ofiarach mundialowej presji, który możecie przeczytać tutaj.

x Close

Like Us On Facebook