Starzy Murzyni mówią (wybaczcie to niepoprawne słowo, no ale jak zabrzmi „Starzy Czarnoskórzy”?), że był królem. Przyjechał do Brazylii z Konga, gdzie rządził jednym z plemion. Chico Rei, król-niewolnik, który w Ouro Preto wykupił sobie wolność.
Kolonialne miasteczko Ouro Preto (po portugalsku „Czarne złoto”) zwabiło tysiące poszukiwaczy fortuny. A oni przywieźli tu ze sobą dziesiątki tysięcy niewolników z Afryki. W połowie XVIII wieku mieszkało tu wtedy 100 tys. ludzi. Dla porównania Nowy Jork miał wtedy 50 tys. mieszkańców, a Rio de Janeiro – 20 tys.
Legendarny Chico Rei, którego istnienia nie potwierdzają żadne poważne historyczne źródła (tylko wzmianka w książce o historii kopalń wydana w 1904 roku i jeden utwór literacki), miał naprawdę na imię Galanga. Król i kapłan miał zostać porwany przez portugalskich handlarzy niewolnikami, którzy przywieźli go do Brazylii w 1704 roku na statku „Madalena”.
Jego żona i córka zostały rzucone do morza w ofierze, by złagodzić gniew bogów, do brzegu przybył więc tylko w towarzystwie syna. Pracował jako niewolnik w kopalni. Zarabiał jednak pieniądze, za które najpierw udało mu się wykupić siebie, a potem syna. W Ouro Preto ponownie założył dwór pełen afroametykańskich muzyków i dam. Na wieść o tym gubernator stanu zakazał wykupu niewolników.
Prawdziwa lub nie, do dziś w Ouro Preto istnieje kopalnia Chico Rei, przed którą stoi mały pomnik legendarnego króla. W miejscowości jest też kościół założony dla niewolników, a w nim m.in. św. Antoni w wersji czarnoskórej.
I jeszcze nieco zdjęć z Ouro Preto: