BiteInto Americas

Brazylijki się rozbierają. „Nie zasługuję na gwałt”

Nagie zdjęcia nie muszą być seksi. Mogą być wściekłe. I polityczne.

Nagie zdjęcia nie muszą być seksi. Mogą być wściekłe. I polityczne.

Taka właśnie miała być fotografia Neny Queiroz, 28-letniej brazylijskiej dziennikarki, którą zrobił jej mąż. Prawą ręką zakrywa kształtne piersi. W tle widać budynek kongresu w Brasilii.

Nena rozebrała się 29 marca w środku piątkowego popołudnia w ramach protestu przeciwko wynikom rządowego badania, w którym 65% ankietowanych zgadza się ze stwierdzeniem „kobiety ubrane w sposób, który pokazuje ciało, zasługują na atak”*. Dzień wcześniej namówiła do zrobienia sobie nagiego zdjęcia „Eu no mereco ser esturpada” (Nie zasługuję na gwałt) dziesięć koleżanek. Utworzyły wydarzenie na Facebooku i zaprosiły kolejne. Gdy rano się obudziła, zadeklarowało w nim udział 40 tysięcy osób.

nena

– Wiedziałam, że teraz muszę to zrobić. I że to zdjęcie musi być mocne – opowiada nam z wysokości żółtego hamaka, w którym beztrosko się buja na tarasie swojego przyjemnego mieszkania. – Czerwona szminka symbolizuje prostytutki, bo większość ludzi uważa, że skoro zarabiają ciałem, nie da się ich zgwałcić. Etniczna bransoletka i naszyjnik to symbole zmarginalizowanej w Brazylii społeczności indiańskiej, która nie ma żadnych praw. Przez nagość chcę powiedzieć: „zobacz, jestem naga, ale to wcale nie znaczy, że możesz zrobić z moim ciałem, co chcesz” – tłumaczy. Prawa ręka, którą zasłania piersi, oznacza ochronę. Lewa, uniesiona na wysokości czoła – walkę.

Nena jest niewysoka i bardzo szeroko uśmiechnięta. Z zapałem ściera podłogę, którą ukochany dwumiesięczny szczeniak z radości ciągle zasikuje. Pijemy herbatę różaną. Ze sian patrzą na nas afrykańskie maski, pamiątki z półtorarocznej podróży przywiezione przez, jak sama podkreśla, przystojnego i wspaniałego męża, w którym jest szalenie zakochana.

Mówi, że jest zaskoczona szumem, jaki wokół niej powstał, choć jednocześnie widać, że już się zdążyła do niego przyzwyczaić. Przez cały tydzień odbierała dziennie 20 telefonów od dziennikarzy z kraju i ze świata (głównie anglojęzycznego), jutro rano o 9.30 do jej drzwi z ciemnego drewna zapuka brazylijska telewizja. – Przeczytałam wyniki badania i strasznie się wkurzyłam. Miałam ochotę wyjść nago na ulicę i pokazać wszystkim figę! Ale pomyślałam, że wtedy naprawdę mogą mnie zgwałcić. Dlatego zdecydowałam się na akcję on-line. Planowałam pewnego rodzaju performance, nawet jednoosobowy.  Nie robiłam tego z myślą o żadnej akcji! – zarzeka się Nena.

Tymczasem ma już za sobą rozmowy z ministrem edukacji i panią prezydent. Do końca tygodnia wspólnie z pięcioma kobietami – socjologami gender, psychologami i prawniczką – opracowuje propozycję programu edukacyjnego na temat gwałtu. – Problem polega na tym, że większość Brazylijek i Brazylijczyków nie wie, czym jest gwałt ani molestowanie. A prawie wszystkie kobiety ich doświadczają! W samej stolicy 85% kobiet przyznaje, że zostało wykorzystane seksualnie. A co dopiero na wsiach? Większość gwałci w domach. Tylko 10% ofiar zgłasza się na policję – mówi z przejęciem.  Od kiedy rozpętała akcję, pięć bliskich przyjaciółek wyznało jej, że są ofiarami gwałtu. I tysiące nieznajomych dziewczyn, które do niej napisały. Pisali też chłopcy i mężczyźni grożąc, że ją zgwałcą. Jeden nawet dodał, że nie oszczędzi jej męża, jeśli będzie w pobliżu.

Wszystko to on-line. Protest rozhulał się na Facebooku, opanował Twittera i różne zdjęciowe przeglądarki. Program edukacyjny powstaje w Googledocs. Jego autorki nigdy na żywo się nie spotkały.

x Close

Like Us On Facebook