LookInto Americas

100 dni w podróży. Czego nie wiecie o nas, a my dowiedzieliśmy się o sobie

Zamiast patetycznego tekstu o tym, jak zmieniła nas podróż i co wniosła w nasze życie Ameryka Łacińska postanowiliśmy podsumować pierwszy etap na wesoło. I napisać o sobie nawzajem.

Zamiast patetycznego tekstu o tym, jak zmieniła nas podróż i co wniosła w nasze życie Ameryka Łacińska postanowiliśmy podsumować pierwszy etap na wesoło. I napisać o sobie nawzajem.

Często słyszymy, że na blogu jest dużo reporterskich historii, a mało nas. W setny dzień od wyjazdu z Polski postanowiliśmy przygotować małe podsumowanie. Trochę z przymrużeniem oka chcemy pokazać kulisy wspólnej podróży. Jak się domyślacie, bywa tak, że niektóre hotele i autobusy są za małe dla dwóch osób, które zawsze mają rację.

M. okiem Sz.

* Lekcja pokory
Podejrzanej klasy samolot, samochód rodzinny bez amortyzatorów, jeep z zepsutym akumlatorem, luksusowy autobus, obskurny chicken bus, wypełnione po brzegi collectivos, tuk-tuk, łódka. Wszędzie i zawsze (z niechlubnym wyjątkiem kajaka) potrafi zasnąć. Nie zdrzemnąć się, ale zasnąć! Śpi od startu do mety. Przebudza się, pyta „Jak tam?”. I chrapie dalej.  Bez względu na wstrząsy, tłustawych sąsiadów, smród, ścisk. Śpi. Człowiekowi zostaje tylko bezradne ściskanie toreb. I czekanie na „Jak tam?”.

* Nauka samoopanowania
Antigua, Gwatemala
Dzień 1, ranek: – Widziałeś ten ładny naszyjnik? – Yhm.
Dzień 1, wieczór: – Chyba kupię ten ładny naszyjnik. – Yhm.
Dzień 2: – Muszę kupić ten ładny naszyjnik! – Yhm.
Dzień 3: – Ciekawe, co mama powie na ten ładny naszyjnik? – Yhm.
Dzień 4, rano: – Dzisiejszy priorytet to kupno tego ładnego naszyjnika. – Idź.
Dzień 4, wieczór: Sklep zamknięty. Przez zaciśnięte usta: „Właściwie to nie potrzebuje tego ładnego naszyjnika”. – Ech.
Dzień 5, rano: – Pamiętasz ten ładny naszyjnik? – Yhm.
Dzień 5, południe: – Nie będziesz miał nic przeciwko, jak kupię ten ładny naszyjnik? – Nie.
Dzień 5, noc. „Ten ładny naszyjnik” kupiony, dosłownie tuż przed odjazdem autobusu. – Taki ładny naszyjnik, prawie go nie kupiłam przez twoje niezdecydowanie!
Dwa tygodnie później. – Taki ładny naszyjnik. Mogłam kupić dwa.

* Nabyte zdolności interpretacyjne
Gdy mówi „czy mógłbyś”, zwykle myśli „chciałabym”. Czy jakoś tak (jeszcze tego nie opanowałem).
„Nie zjadłbyś czekolady?” = „Lepiej kup tą czekoladę!”.
„Ładną miała sukienkę, prawda?” = „Jeszcze raz się oglądniesz i dojdzie do rękoczynów!”
„Kabanosy są na pewno na czarną godzinę?” = „Czekam tylko na pozwolenie i rzucę się na całą paczkę.”

*Ulubiony cytat (po lekkiej cenzurze):
Wywiad z Claudią Paz y Paz, prokurator generalną Gwatemali, wg. „Newsweeka” i „Forbesa” jedną z najpotężniejszych kobiet Ameryki Łacińskiej. Przerwany po pięciu minutach przez jej asystenta.

Monolog pani redaktor:
„K…., synu pani lekkich obyczajów. Psia noga twoja mać. Co sie k…, wtrącasz? Nie po to lecę k… 16 godzin, byś k… mi mówił co mam robić. Kto zapłaci za te p… bilety!? Weź się do roboty, darmozjadzie!”

Przerwa na oddech. Zwrot skierowany do współtwórcy bloga: – Co tak szczerzysz zęby! Rozniosę zaraz tą budę (Ministerstwo Sprawiedliwości – dop. słuchacza)”.

I część druga ataku na asystenta:
„Nie będę rozmawiała z twoją przełożoną. Jest nieprofesjonalna. Trzy miesiące temu umówiliśmy spotkanie, a ty wyjeżdżasz mi z pięcioma minutami.”

Niezwykle skuteczny monolog. Pani prokurator znalazła jeszcze 30 minut. Blady asystent już się raczej nie odzywał.

100 dni w podróży, czyli:
7022 km przejechanych tylko drogą lądową (wg. Google Maps)
4 kraje (Meksyk, Gwatemala, Honduras, Salwador)
8 spotkanych Polaków
3 pary wyrzuconych butów
2 (tylko) ciche dni
1 noc na asfalcie przed lotniskiem
1 impreza do rana
0 kobiet choć trochę podobnych do Salmy Hayek

 

Sz. okiem M.

Niemal każdy nasz poranek rodzi się w bólach przy akompaniamencie skrzekliwego narzekania.  Dla rozgrzewki Szymon lubi chwilę pocierpieć za miliony. Gorzej jest tylko jak choruje lub gryzą go komary. „Testament wysłałem na maila. Moje prochy wrzuć do morza”.

Zawsze jest spakowany szybciej i lepiej niż ja. Ma na wierzchu wszystko, co potrzeba – kurtkę, ręcznik, kosmetyczkę, książkę, bluzę, śpiwór, szalik. Bezskutecznie próbuję go naśladować. Zawsze wszystko mam na dnie.

W autobusach jest nieoceniony. Czuwa. I robi to często. Niektórzy wiedzą, że do zaśnięcia wystarczy mi dziesięć minut w samochodzie. Łapie moją głowę, gdy ta spada na wszystkie strony.

Kiedy idziemy ulicą, wciąż zagaduje do przechodniów. Po polsku. Mijamy niewielkiego mężczyznę, Szymon mówi: „Trzeba było tyle palić?”.  Mijamy (co prawda rzadko) atrakcyjne kobiety Szymon … nie mówi nic. Tylko warczy (chrząka – dop. współautora). Zastanawiam się, kiedy ktoś go lutnie.

„Zobacz, ale piękna plaża/las/zachód słońca/drzewo/chmura/góra” – mówię. „Jak w Ochojnie” – kwituje Sz..

Hiszpański idzie mu coraz lepiej. Oto jednak moje ulubione błędy:

U znajomej.

Monica pyta: Co zjedliście na śniadanie?

Szymon: Czwartek. (miały być jajka – huevos, wyszedł czwartek – jueves)

W gościach u Meksykanów żona pyta: Chcesz jeszcze jeść?

Szymon: Nie mam mężczyzny. (ewentualnie – ramienia; po hiszpańsku głód to hambre, ramię to hombro, a człowiek – hombre)

W Porcie w Livingston, żebrak: Daj pan.

Szymon: Nie jestem niebiesko-czerwony! (miało być nie jest Czerwonym Krzyżem (Cruz Roja), pomyliło się z zespołem piłkarskim Niebieski Krzyż (Cruz Azul), wyszło Rojo-Azul)

Dziwnym trafem do barmanek potrafi mówić wierszem: „Me duele cabeza, necesito una cerveza” (Boli mnie głowa, potrzebuję piwa). Od trzech miesięcy z uporem maniaka i ku mojej rozpaczy mruczy „Barkę”. Ktoś coś wie czego ja nie? Pomocy!

Tym samym zakończyliśmy pierwszy etap podróży po Ameryce Centralnej (mapę wyjazdu możecie zobaczyć w zakładce „O wyprawie”). Nie wszystko udało się zrobić, niewykluczone, że jeszcze tu wrócimy. Kiedy czytacie ten wpis, jesteśmy gdzieś w Amazonii na statku z kolumbijskiej Leticii do brazylijskiego Manaus. Zaczynamy etap drugi!

x Close

Like Us On Facebook