BiteInto Americas

Narcokultura. Sztuka na usługach mafii

Działalność karteli narkotykowych stanowi nie tylko utrapienie Meksyku, ale i inspirarację (oraz zarobek) dla artystów różnej maści.

Działalność karteli narkotykowych stanowi nie tylko utrapienie Meksyku, ale i inspirarację (oraz zarobek) dla artystów różnej maści.

– Pewnego razu przyszedł do mnie syn szefa lokalnej bandy ze słowami piosenki o aresztowaniu swojego ojca. Poprosił bym skomponował melodię. To było typowe zlecenie. Zrobiłem to, choć nie jestem fanem narcocorridos. Piosenka stała się jednym z największych hitów naszego zespołu – opowiada Augustin Ramirez, muzyk z Xaltianguis, małej wioski w stanie Guerrero.

To tylko jedna z tysięcy ballad, które podśpiewują sobie młodzi i starzy na fiestach w Meksyku. Fenomen narcocorridos od lat jest zauważalny w całym kraju. Chwytliwe  rytmiczne piosenki biją rekordy popularności. Pieśniarze, często na zlecenie lub wyraźną prośbę gangsterów, brzdękają w struny gitar i opiewają czyny narcotraficantes.

Jednym z pierwszych tego rodzaju przebojów był „Contrabando y traicion”. Został nagrany w 1972 roku przez Los Tigres del Norte, wówczas nastolatków, a dziś królów gatunku (wydali ponad 40 płyt, uznawani są za „meksykańskich Rolling Stonesów”). Pochodzą z Sinaloa, skąd wywodzi się jeden z dwóch największych meksykańskich karteli.Wyglądają niepozornie, ale śledzą ich miliony (dosłownie!) miłośników gatunku.

lostigres lostigres2

– Biedni ludzie uwielbiają handlarzy narkotyków. Podziwiają ich odwagę, chcą być tacy jak oni. Kiedy śpiewamy piosenki, ludzie utożsamiają się z tymi postaciami, jakby oglądali film. Dlatego właśnie kochają corrido. Ta muzyka pozwala im marzyć – mówił Jorge Hernandez w rozmowie z Martinem Hogdsonem („Death in the Midday Sun”, Observer, Londyn 2009).

Ballady opowiadają nie tylko o „wielkich czynach” narcotraficantes, ale też o strzelaninach, sojuszach, zerwanych paktach. Stanowią melodyjne (choć często subiektywne) archiwa krwawych wydarzeń. W serwisie You Tube można zobaczyć, że popularnością przebijają często gwiazdy pop.

narco yout

Przeboje, porównywane do amerykańskiego gangsta rapu, są zabronione w meksykańskich rozgłośniach. Ale i tak znają je wszyscy. Nic w tym dziwnego. Np. Universal Music wydała w Meksyku i USA płytę, na której jedna piosenka opiewała czyny Ismaela „Mayo” Zambady, legendę narkotykowego półświatka. Szło mniej więcej tak:

Mówią o nim MZ
albo Ojciec Chrzestny
Jego imię dobrze znają,
nawet niemowlęta.
Chociaż wszędzie go szukają,
on nie schyla głowy.
Dobrze chronią go dolary
i kałasznikowy. *

Narkokultura nie ogranicza się jednak tylko do muzyki. W latach 80. w Meksyku zanotowano boom na „narcofilmy”. Podrzędne produkcje opowiadały podobne historie różnych gangsterów.

Miały też znamienne tytuły: „Czarny Hummer”, „Coca Inc.” czy „Przelecieli mnie gringos”*. Sponsorowane były przez szefów karteli, którzy nie tylko tworzyli własną legendę, ale i mogli prać brudne pieniądze.

Na narcodolarach zarabiają nie tylko muzycy, reżyserzy czy producenci, ale np. architekci. W Sinaloa, skąd wywodzą się bracia Beltran Leiva i Chapo Guzman (najpotężniejsi obecnie szefowie karteli) nie brakuje pięknych willi w np. greckim stylu. Większość z nich, jeśli nie wszystkie, powstały właśnie na zlecenie narcotraficantes.

To smutne, ale w kulturze, podobnie jak w innych dziedzinach życia, pieniądze z produkcji i przemytu narkotyków dają zarobek tysiącom ludzi (przede wszystkich skorumpowanym policjantom i politykom), którzy utrzymują, że Meksyk byłby bezpieczniejszy bez karteli.

* Cytaty oraz polskie tłumaczenia za „El Narco”, Ioan Grillo, Wydawnictwo Remi, 2012.
** Zdjęcia z oficjalnej strony Los Tigres de Norte, screeny YouTube.com.

x Close

Like Us On Facebook