BiteInto Americas

Padre Luis: Moje życie z gangsterami

Posłuchajcie historii księdza, który mieszka w dzielnicy pełnej mareros. Nami wstrząsnęła.

Posłuchajcie historii księdza, który mieszka w dzielnicy pełnej mareros. Nami wstrząsnęła.

Padre Luis jest niewysoki, uśmiechnięty i utyka na prawą nogę. Naderwał ścięgno, gdy grał w piłkę. – W Chamalecon mamy 19 kaplic. Jest nas dwóch, w sobotę i niedzielę udaje nam się zwykle odprawić mszę w dwunastu. Tak, to dużo pracy. Tu wszędzie mieszkają mareros lub ich sympatycy. Szanują księży katolickich za prace społeczne, jakie wykonujemy na rzecz społeczności.

Mojego tatę zabili dwa miesiące po tym jak w centrum miasta założył małą jadalnię z pupusas y baleadas. Wszystko straciliśmy. Dlaczego? Trudno powiedzieć. 40 dni później ci sami sicarios, kaci, zabili mojego wuja, który pracował dla wywiadu. Znalazł dowody na to, że część policjantów współpracowała z przestępcami. Po jego śmierci dostawaliśmy listy w stylu: wiemy, że wiecie. Jeśli powiecie, zginiecie. Baliśmy się. To było cztery lata temu, przeżyłem kryzys. Byłem przekonany, że mnie też zabiją. Kończyłem ośmioletnie studia teologiczne i miałem zacząć praktykę duszpasterską. To był kluczowy moment. Zastanawiałem się: zostać, czy nie. Doszedłem do wniosku, że misjonarz musi się przełamać.

Mnie też napadli. Kiedy? W 2010 roku. Myślałem, że to była część procesu zastraszania mojej rodziny. Zajechali drogę, kazali wysiąść, położyć ręce na karku. Mieli pistolety. Było ich siedmiu. Kazali się położyć. Jeden z nich otworzył plecak, zobaczył ornat – wracałem wtedy z mszy – i zorientował się, że jestem księdzem. Wyszeptał: „Wybacz ojcze. Ale wypadło na ojca.” Kazał udawać martwego, bo pozostali nie pozwoliliby mnie puścić żywcem. Strzelił obok. Uratował mi życie. Myślę, że ten napad to była moja inicjacja w tej dzielnicy.

Na początku bałem się każdego wystrzału. Teraz strzały kołyszą mnie do snu. Bywa, że codziennie. Z czasem zdobyłem zaufanie i szacunek mareros. Stałem się ich szefem duchowym.

Czy spotkałem moich oprawców? Tak. Ale gdy zabili mi ojca, nauczyłem się wybaczać. Szefa grupy, która mnie napadła, za karę zabili. Zasada numer 1: nie tykać księży. Policja? Dowiedziała się potem wszystkiego o całej sprawie i zwrócili się do mnie z pytaniem, czego oczekuję. Powiedzieli, że mogą ich stąd wygonić. Ale ja już im wybaczyłem. Nie chcę promować przemocy.

Jak widzicie żyje się tu spokojnie, dobrze. Ludzie nie są brutalni. Mareros dla mieszkańców dzielnicy są jak straż obywatelska. Chronią ich przed intruzami. Nie wejdzie tu żaden obcy złodziej, bo go przepędzą. To paradoks, ale dzięki nim czujemy się bezpieczni. Oczywiście tak długo, jak respektujemy ich reguły. Jakie?

Najważniejsza zasada: Widzieć, słyszeć, milczeć. Czyli widzisz wszystko, słyszysz wszystko, nie mówisz nic. Wtedy nie będą przeszkadzać. Jeśli jednak podejrzewają, że powiedziałeś coś policji lub komukolwiek, komu nie powinieneś, masz jeden dzień, by opuścić dom. Jeśli tego nie zrobisz – zabiją cię.

Kolejna zasada: Nie przekraczamy granic dzielnicy, które wyznaczają ulice. Oczywiście ktoś z zewnątrz nie ma pojęcia, gdzie są.

– Policjanci powiedzieli, że na Crucero del Amor, Skrzyżowaniu Miłości – wtrącamy.

– Bzdura. Widzicie, jak oni nic nie wiedzą – kontruje padre Luis i pokazuje na niepozorne skrzyżowanie w kształcie litery T, które oddziela dzielnicę MS od dzielnicy 18. – Ja jestem z MS. To znaczy nie jestem, mieszkam w ich dzielnicy. Ale jako jedyny mogę się swobodnie poruszać po wszystkich częściach. Mnie nie skrzywdzą. Jesteście ze mną bezpieczniejsi niż z policją.

Ale to prawda, nawet ksiądz się zastanawia, czy tutaj przyjechać. Dostałem się na stypendium w Rzymie, ale arcybiskup wysłał mnie tutaj. Stwierdziłem, że widocznie taka jest moja droga. Teraz mam tu trzy powołania, w tym dwóch chłopców, którzy nie są ochrzczeni. Widzicie niebieski dom naprzeciwko? Tam mieszka matka sześciu mareros. Nie buntuje się, akceptuje to jako styl życia. Jak ktoś zostanie marero, będzie marero. Nie ma drogi wyjścia. Ale chce by jej 17-letni syn, szef bandy 14-latków, został ochrzczony. Najważniejsze, by pracować z dziećmi, by nie stały się częścią maras. Wtedy jest już za późno.

x Close

Like Us On Facebook