Ruszyliśmy śladami „chuligana wolności” po Gwatemali. Przyjaciel pisarza przez wiele lat nie zdawał sobie sprawy, że Bobkowski był pisarzem. Dla niego był mistrzem modelarstwa.
Absolwent krakowskiego Nowodworka i jego żona Barbara przyjechali do Gwatemali na początku lata 1948 roku. Wcześniej – w trakcie II Wojny Światowej – mieszkali we Francji. Mieli 150 dolarów w kieszeni, nie znali słowa po hiszpańsku i nie mieli pojęcia, z czego będą żyć. Najpierw pracowała tylko ona, jako projektantka wystaw, malarka i nauczycielka rysunku.
W liście do Jarosława Iwaszkiewicza Bobkowski pisał „Diabli mnie brali, bo nie lubię tego nie mówiąc już o inconvenientes roli księcia małżonka”. Zauważył, że modele w Gwatemali są zupełnie nieznane. Zamknął się w pokoju i przez miesiąc pracował jak szalony. Zrobił pierwszą serię dwudziestu samolotów.
– Dopóki nie założył „Hobby Shop”, żyli bardzo skromnie, i to bardzo przez duże B. Potem kupił sobie nawet samochód, Renault, który podrasował, by był szybszy – opowiada otolaryngolog Julio Quevedo, jeden z uczniów Bobkowskiego i członek pierwszego gwatemalskiego Aeroklubu założonego przez Polaka.
W 1958 roku prezydent kraju zakazał używania jakichkolwiek obcojęzycznych, a szczególnie anglojęzycznych nazw. Sklep przemianowano na Almacen Supermodelos, pod taką nazwą funkcjonował do jego śmierci. W jego miejscu stoi dziś pusty lokal. Dawny dom Bobkowskich wyburzono.
Andrzej i Barbara przyjaźnili się z rodzicami Julia. Razem jeździli na wycieczki nad malownicze jezioro Atitlan i spędzali weekendy w domku na wsi. Jedno z leniwych popołudni upamiętnia zdjęcie – Bob leży rozciągnięty wzdłuż basenu, wokół niego bracia trzej bracia Quevedo.
To właśnie im przekazał pasję do modelarstwa lotniczego. Julio jeździł z Bobem na mistrzostwa świata modeli samolotowych. W 1954, kiedy miał 18 lat, startowali razem w Stanach Zjednoczonych, nie znaleźli się jednak w czołówce.
Minęło kilka lat, a Julio wyjechał robić specjalizację do Iowa. Tam zastała go informacja o śmierci przyjaciela. Bobkowski zmarł na raka mózgu 26 czerwca 1961 roku w Hospital Latinoamericano.
– Zadzwoniłem do taty i poprosiłem, by pochowano go w naszym rodzinnym grobowcu – opowiada lekarz. 21 lat później znalazł martwą Barbarę w jej domu. Ostatnie lata przeżyła w wielkiej biedzie, udało jej się przetłumaczyć fragmenty twórczości męża na hiszpański. Nigdy nie zostały wydane w Gwatemali.
Julio: – Do czasu jego śmierci nawet nie wiedzieliśmy, że był pisarzem. Dla nas to przede wszystkim mistrz modelarstwa.