Dziennikarka, pisarka, laureatka Nagrody Cervantesa, księżniczka o polskich korzeniach. Czyli Elena Poniatowska, legenda literatury meksykańskiej.
Spotkaliśmy się w jej domu w Coyoacan, dzielnicy Miasta Meksyk, w której znajduje się muzeum Fridy Kahlo. Pani Elena w maju skończy 82 lata. Miesiąc wcześniej – jako czwarta kobieta w historii – odbierze Nagrodę Cervantesa, w hiszpańskojęzycznym świecie nazywaną drugim Noblem. Gdy w listopadzie dowiedziała się o nagrodzie Gabriel Garcia Marquez przyniósł jej bukiet żółtych róż.
Opowiedziała nam nie tylko o przyjaźni z kolumbijskim pisarzem. Okazało się, że młodość przetańczyła z Carlosem Fuentesem, opisała najważniejsze kobiety Meksyku, z wieloma się przyjaźniła. Robiła wywiady z największymi tego świata z Diego Riverą na czele. Na wywiad z nim pojechała z mamą. Miała 22 lata.
Przez koleje 60 pracowała na miano autorytetu. W Meksyku jej trudne do wymówienia nazwiska znają wszyscy. Zasłynęła powieścią o masakrze na placu Tlatelolco, która dokonała się w 1968 roku. Krytycy nazywali ją „czerwoną księżniczką” z powodu lewicowych przekonań. Sama przyznaje, że nie utożsamia się z żadną partią.
Jak wskazuje nazwisko pani Elena ma polskie korzenie. Jej ojciec to praprawnuk Stanisława Poniatowskiego, bratanka króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Urodziła się we Francji, wychowała w Meksyku, a w Polsce była tylko raz – w 1965 roku.
– Widziałam też wtedy dużo młodych, ładnych dziewcząt, które już od godz. 12 zaglądały do kieliszka z wódką. Piły straszliwie dużo! – mocno gestykuluje. I przyznaje, że zna kilka polskich słów: sufit, bułka, proszę.
Następną książkę postanowiła poświęcić Polsce. – Mam wielką ochotę opisać ród od czasów Stanisława Augusta, ale ponieważ nie mówię po polsku, a wszystkie dokumenty są w tym języku, mam z tym kłopot. Nie wiem wystarczająco dużo na temat historii Polski, Francji ani Europy. Muszę mnóstwo przeczytać. Wtedy zabiorę się za książki Zamoyskiego, które mam – uśmiecha się dziennikarka.