BiteInto Americas

Mała Polska w Meksyku. Wspomnienie Sybiraczki

To niesamowita historia kobiety, która przeżyła zesłanie na Sybir, tułaczkę po świecie, złotą klatkę małżeństwa, by stać się legendą Czerwonego Krzyża i wybitną malarką.

To niesamowita historia kobiety, która przeżyła zesłanie na Sybir, tułaczkę po świecie, złotą klatkę małżeństwa, by stać się legendą Czerwonego Krzyża i wybitną malarką.

W 1942 roku rząd meksykański zgodził się dać schronienie polskim uchodźcom z Syberii. Do Leon w lipcu 1943 roku dotarło ponad 1500 Polaków, połowa z nich to były dzieci. Zamieszkali w obozie dla uchodźców w Santa Rosa. Mieli za sobą włóczęgę z syberyjskiej tajgi przez Persję do Indii, gdzie wsiedli na statek, który przywiózł ich do Meksyku.

Tutaj znaleźli pierwszy od lat dom. – Nic nie rozumieliśmy, ale kobiety pokazywały, że Bóg nas uratował. Grała typowo meksykańska muzyka. „Jak się nazywa twój ojciec?” – spytali mnie po przyjeździe do Santa Rosa. – Żarnecki – odpowiedziałam. I tak zapisali mnie w papierach – opowiada najsłynniejsza dziś Sybiraczka w Meksyku.

Pani Anna Żarnecki de Burgoa to legenda Czerwonego Krzyża w Ameryce Łacińskiej i popularna polska malarka. Spotykamy się w jej domu w snobistycznej dzielnicy Mexico City. Z zewnątrz niepozorny, w środku przypomina pałac francuskiej arystokracji. Na ścianach setki obrazów, w jadalni meble w stylu Ludwika XVI.

– Tata był komendantem w obozie. Pilnował porządku, dawał przepustki na wychodzenie, bo czasami nasze panie nie zachowywały się zbyt dobrze. Mama głównie plotkowała. Ja pomagałam w opiece nad 450 sierotami, które tu trafiły – wspomina pani Żarnecki, która kilka lat później zaangażowała się w działalność Czerwonego Krzyża. Była wiceprezesem i prezesem meksykańskiego oddziału, potem działała też na arenie międzynarodowej.

– Organizowałyśmy coroczną kolację charytatywną, na którą przychodziły żony kolejnych prezydentów – wspomina i z dumą pokazuje zdjęcia z pierwszymi damami oraz dyplomy i medale przyznane przez oddziały organizacji na całym świecie.

Marzenia o powrocie do Polski odłożyła na bok, gdy wyszła za mąż. Absztyfikant nie oświadczył się jej osobiście. Wujka kardynała i matkę wysłał na rozmowę do jej rodziców i bez jej udziału ustalili datę ślubu. Pani Anna nie ukrywa, że przez wiele lat żyła w złotej klatce.

– „Kobieta porządna nie wychodzi z domu” – mówił mój mąż. Był bardzo zazdrosny. Nie buntowałam się. Po Syberii byłam tak przygnębiona, że nie potrafiłam walczyć. Pracowałam dla dzieci. Raz poszłam do spowiedzi i powiedziałam, że nie mogę wytrzymać w tym więzieniu. Ksiądz kazał znaleźć zajęcia dla ducha – opowiada.

Dlatego skupiła się na malowaniu. Dziś w Meksyku jest uznaną artystką. W gabinecie jej nieżyjącego męża dwadzieścia zapakowanych w drewniane pudła obrazów czeka na transport na kolejną wystawę. O jej pracach nie piszemy, choć starsza pani nie omieszkała nam opowiedzieć przynajmniej o połowie ze swoich kilkuset prac. Lepiej je oglądać.

x Close

Like Us On Facebook