Język ayapaneco umiera. Jest tylko dwóch starszych panów, którzy mogliby w nim swobodnie porozmawiać. Ale tego nie robią, bo się nie lubią.
– Nie idźcie do niego. On jest bardzo agresywny. Żąda tysiąca peset albo dwóch za rozmowę, ma mnóstwo córek, które zaraz cię obskoczą i poproszą, by im dać. Jego syn pije i lubi się bić. Na pewno was uderzy – don Manuel ostrzega nas przed donem Chilo.
Mieszkają w wiosce Ayapa, w stanie Tabasco w południowym Meksyku. Od kilku lat miewają zagranicznych gości, naukowców i reporterów. Są znani z tego, że jako ostatni na świecie potrafią mówić w umierającym języku ayapaneco.
– Mam nadzieję, że państwo wiedzą, że ta historia to tylko mit – ostrzega Daniel Suslak, antropolog z Uniwersytetu w Indianie, który wspólnie z nielubiącymi się sąsiadami stworzył słownik ayapaneco. Nawet jeśli, to niedaleki od prawdy. Oprócz Isidro Velázqueza (znanego we wsi jako don Chilo) i Manuela Segovii, mówi nim jeszcze trzech mężczyzn, a najmłodszy z nich, syn Manuela o tym samym imieniu, potrafi tylko pisać. – Kiedy się urodziłem, nikt już w tym języku nie mówił.
– Ludzie w wiosce byli przeciwni lekcjom. Krytykowali, mówili że ten język to już historia i skoro nikt nie chce nim mówić, nie ma sensu do niego wracać – wtrąca Asunción, żona Manuela. Nie mówi w ayapaneco, ale męża rozumie.
Język nigdy nie miał dużego zasięgu. Do lat 50. mówiło nim ok. 80 rodzin. Z każdą dekadą było ich co raz mniej, ponieważ meksykańskie szkoły ustanowiły monopol hiszpańskiego, a dzieci mówiące dialektem były karane.
Międzynarodowa fama i badania antropologów przyczyniły się do akcji na rzecz ocalenia języka. Dziś co sobotę don Manuel i czwórka jego współpracowników prowadzą darmowe zajęcia dla dzieci w przybudówce obok murowanego, niepomalowanego domu. – Pęd moich korzeni – taki napis widnieje na murze domu don Manuela. Na początku, kiedy zajęcia odbywały się w szkole podstawowej, przychodziło na nie sześćdziesięcioro maluchów.
Nie wszystkim jednak język się spodobał, niektórym dziewczynkom ojcowie zabronili przychodzić na lekcje. Nie bez wpływu na liczbę uczniów pozostał też konflikt z dyrektorem szkoły. W momencie kiedy użytkownicy ayapaneco mieli dostać dofinansowanie z Dirección General de Culturas Populares, rządowej instytucji wspierającej kultury indiańskie, niektórzy nauczyciele obruszyli się, że pieniądze powinny trafić do wszystkich pedagogów placówki. W efekcie kasy nie dostał nikt.
Don Manuel: – Nie chcemy, by język się zatracił. Ja już jestem starszy, mam 79 lat. Ci, którzy znają ayapenco, w większości są po 60. Język wymarł, bo w szkołach nauczyciele zabronili go używać. A to jedyny język w swoim rodzaju, żaden z okolicznych nie jest do niego podobny.
Dona Chilo niestety nie było w domu. Jego wesołe wnuczki uśmiechały się do nas zalotnie, a żona zaprosiła do rozmowy na klepisku przed domem. Nikt nas nie pobił i nie zażądał kasy.
Minisłownik:
Dzień dobry – Güüebüktzunyi
Dobry wieczór – Güüebüktzu
Dziękuję – Dius Yo Jaa