Wpraszamy się do jego domu w zamożnej dzielnicy Sao Paulo – Higienopolis. Otwiera Cecilia, jego żona. Wnętrze pełne bibelotów, na ścianach obrazy, na stole cerata w kwiaty. Cecilia podaje kawę i żółte ciasteczka.
– O, nigdy takich nie widziałem. Wyglądają jak porzucony skarb – cieszy się Victor, wyciąga okrągłe ciasteczka i układa je na gazecie, po czym połyka jedno za drugim. Prosi Cecilię, by przyniosła z kuchni nowy nabytek. Sitko. Przykłada je do kartki, na których wcześniej narysował oczy i wąsy. Jest kot. – Zobaczcie, jakie to proste. Zrobiłem to dzisiaj.
Często wykrada jej rzeczy z zakupów: imbir, liście sałaty, paluszki. Wesołe twarze i postacie z jedzenia i przedmiotów codziennego użytku rysuje od dwóch i pół roku. Na Facebooku śledzi go ponad 40 tys. osób, na Instagramie – pięć. Pytamy, skąd biorą się pomysły.
– To intuicja. Sztuka zawsze bierze coś realnego i przetwarza. Rzeczywistość mnie stymuluje – znowu się uśmiecha.
Ma 67 lat. Opowiada, że od lat 70. pracował w reklamie, najpierw jako ilustrator, potem dyrektor artystyczny („a to były czasy przed komputerami, wszystko trzeba było narysować”). Przez dwanaście lat szefował FCB – jednej z najbardziej rozpoznawalnych agencji reklamowych w Brazylii. Już wtedy rysował twarze – do reklam gum do żucia i winogronowego napoju.
Gra na pianinie, komponuje. O swoich rysunkach mówi, że to „brincadeira”, zabawa. Słowo „brincar” pasuje do niego jak brykanie do Tygryska z „Kubusia Puchatka”.
– To efemeryczna sztuka. Jak bański mydlane – kto widział, ten widział, kto nie, ten gapa – chichocze starszy pan. – Wyobrażacie, co by się stało z twarzą z truskawki? Za trzy lata zgnilizna! Dlatego robię zdjęcia.
Zaprasza nas do pokoju, w którym stoją dwa laptopy – tu pracuje. Pokazuje zdjęcia twarzy narysowanych między liśćmi klonu, które syn właśnie przywiózł mu z wycieczki do Kanady. – Z pierwszej ręki, jeszcze nie publikowane – cieszy się. Jest zachwycony możliwościami sieci społecznościowych. – Żadnych agentów, pośredników. Robię zdjęcie, montuję, wrzucam i trzy minuty później już wiem, czy się podoba!
Jego ilustracje znalazły się m.in. w holenderskiej książce u sztuce, reklamie American Express, arabskim podręczniku do chemii i na czterech stacjach metra w Sao Paulo. Chociaż wciąż dostaje zamówienia od klientów (głównie różnych produktów spożywczych, na przykład – czekoladek), mówi, że nie robi tego dla pieniędzy. – To dla mnie przede wszystkim rozrywka, zabawa. Lubię jak ludzie się śmieję, to zdrowe. Szczerze, nie potrzebuję już pieniędzy.
Czasem zbiera skarby w trakcie spacerów – kapsle z piwa, zapałki. Ale rysuje tylko w salonie przy stole z ceraty. – Tworzenie to samotniczy akt. Nie show.
Fantástico!!! :D Nie słyszałam o nim wcześniej :D