LookInto Americas

Hotelarz-dziedzic w klapkach, czyli opowieść o upadku

Londyn, Moskwa, Amsterdam, Mussoorie, Sharm-el-Shejk, Łódź i …. Cali. W kolumbijskim Savoy’u.

Londyn, Moskwa, Amsterdam, Mussoorie, Sharm-el-Shejk, Łódź i …. Cali. W kolumbijskim Savoy’u.

Sakramencko pogryzieni przez komary zapragnęliśmy odrobiny luksusu. Hotel Savoy – to jest marka, dziś w ofercie w naszym ulubionym serwisie internetowym. Na miejscu – zakratowane drzwi i okna. Pani przez dziurkę między kratami zagląda i oświadcza, że właściciela nie ma. Tłumaczymy coś o rezerwacji. Znika i dzwoni. Właściciel zjawia się po półgodzinie na motorynce, w szortach i klapkach. Zrelaksowany. Parkuje w garażu obok seledynowego Chevroleta cabrio z 1953 roku (cudo!) i białego, o cztery lata starszego kuzyna.

chevrolet

– Należały do mojego taty. To on założył w latach 30. ten hotel. Zajmowałem się  nim od zawsze – mówi Mauricio. Jego rodzina w sumie posiada trzy hotele w Cali, kolumbijskiej stolicy salsy, mieście równie roztańczonym, co paskudnym. – Dziś czasem jeżdżę Chevroletami po gości na lotnisko i wynajmuję na wesela – dodaje i zaprasza nas (niestety) do terenowej Toyoty na przejażdżkę po Cali.

Zanim wsiądziemy pokaże nam jeszcze pokój i piloty. Niezbędne są trzy – światło, wiatrak, telewizor. Dotyka ich ze stosownym namaszczeniem, każdy opakowany w elegancki celofanik. W samochodzie też jest pilot – muzykę trzeba regulować.

Podczas przejażdżki zobaczymy pozostałe dwa hotele i niewiele więcej. W pierwszym zostawimy tajemniczy worek, z drugiego zabierzemy aluminiowy cebrzyk jak na krowie mleko. – To na champus, nasz lokalny specjał – tłumaczy. Zatrzymujemy się przy niepozornej alei, podobnie jak kilka innych samochodów. Na środkowym pasie zieleni stoi kilka oboźnych sprzedawców. Wujek Mauricia stoi to od 29 lat, na miejscu, które zaklepał jeszcze jego dziadek. Podobnie jak on sprzedaje champu, czyli rodzaj gęstego kompotu z ananasa, kukurydzy, lulo (egzotyczny żółty owoc przypominający w wyglądzie pomidora) i cynamonu. Orzeźwiający i wspaniały.

Dalej Mauricio zawozi nas na plac zabaw (tak, my też się dziwimy). Poznajemy jego syna – Mauricito oraz żonę. Siedzi na kocu i spogląda jak niania huśta lekko otępiałego syna. Następny punkt: centrum handlowe. Tu nasz przewodnik nas zostawia, by samotnie (jest niedziela, ma żonę i dziecko) zjeść obiad w jednej z fastfoodowych restauracji. Zaopatrzeni w wino i ser uciekamy z mekki zakupów (pobyt tu wyjaśnia, dlaczego w świąteczny dzień całe Cali jest puste) do naszego gniazdka.

Na schodach stare maszyny do pisania, szycia i telewizory, porozrzucane losowo w przekonaniu, że ze smakiem. Ciemność. Cisza.

savoy

Hotel Savoy powstał w Lonydnie w 1901 roku w sąsiedztwie Opery Savoy. Jako pierwszy hotel na świecie miał elektryczne oświetlenie i windę. Większość pokoi była wyposażona w łazienki z bieżącą – zimną i gorącą wodą (tego ostatniego u nas brak). Szybko stał się synonimem luksusu i nowe Savoye zaczęły wyrastać w kolejnych ważnych europejskich i światowych miastach. W 1905 roku powstał Savoy w Warszawie, dziś już jednak nie istnieje. Za to w Polsce wciąż zaprasza średniej klasy Savoy łódzki i wrocławski.

W indyjskim Mussoorie do hotelu Savoy zaglądał Jawaharlal Nehru. W moskiewskim Savoyu spał Antoine de Sain-Exupery, a londyńskim – Coco Chanel czy Katherine Hepburn. W kolumbijskim podobno gościło wielu tutejszych muzyków. Z zagranicznych gości najbardziej znani mamy szansę stać się my.

x Close

Like Us On Facebook