LookInto Americas

Miasto aniołów. Wielkanoc w Ouro Preto

Na kilka dni w roku kolonialna perełka stanu Minas Gerais staje się brazylijskim Jeruzalem. Po ulicach kroczy Salome, Herodot, Trzej Królowie, prorocy i ewangeliści. I pełno aniołów.

Na kilka dni w roku kolonialna perełka stanu Minas Gerais staje się brazylijskim Jeruzalem. Po ulicach kroczy Salome, Herodot, Trzej Królowie, prorocy i ewangeliści. I pełno aniołów.

Thiago Souza rok temu był Rzymianinem. – Ta procesja jest unikalna. To wyjątkowe przeżycie, musicie zobaczyć! – zachęca. Dziś jest przede wszystkim 23-letnim, pijanym studentem drugiego roku dziennikarstwa w brazylijskim Ouro Preto. Jest Wielka Sobota. Wraz z innymi mieszkańcami jednego z wielu domów studenckich (uboższa wersja amerykańskich „bractw”) tankuje caipirinhię, dobija kieliszkami cachacy.

Najbardziej znane obchody Wielkanocy w Brazylii ściągają do tego pięknego kolonialnego miasteczka tłumy turystów, przede wszystkim rodaków. Miejsc w hostelach i hotelach nie ma od tygodni, dlatego przedsiębiorczy chłopcy z bractwa Tira Magoa udostępniają swoje lokum z podwórzem czterem Niemcom, dwóm Meksykankom, Serbce, Amerykaninowi i nam. Wszyscy o 8 rano jesteśmy na procesji. Thiago budzi się w Niedzielę Wielkanocną o 13:30. Ma przekrwione oczy i wczorajszy głos.

Najbardziej uroczy moment kilkudniowych obchodów następuje w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę. Zamknięte centrum Ouro Preto, które zakwitło w zielonej dolinie w XVIII wieku na żyznym gruncie gorączki złota, jest jeszcze spokojniejsze niż zwykle. Wybiła północ. Wybrukowane strome uliczki miasta pełne są worków z kolorowymi trocinami i ludzi przy pracy. Od dziadków po wnuki, niektórzy z kieliszkami wina, piwa lub whisky w dłoniach, sypią dywany na trasie jutrzejszej procesji. Śmieją się, żartują. Inni przesiadują na progach domów i przyglądają się z aprobatą. Powstają setki metrów dywanu – geometryczne kształty, kwiaty i aniołki z drewnianych szablonów. Poniżej kilku muzyków gra smętne Saudade de Ouro Preto. Pomagamy wysypywać czerwoną lilię na złotym tle.

Rano przed kościołem pod wezwaniem Matki Boskiej Pilar pełno pyzatych aniołków i zafiksowanych na nich mam. Ustawiają je na kolorowym dywanie, nie dbając o to, czy się zniszczy. „Złóż rączki”, „Obejmij siostrzyczkę”, „Pokaż ząbki”, „No złóż rączki” – słychać ze wszystkich stron. W końcu mamusia nie wytrzymuje  i pięknemu chłopczykowi o czarnych lokach i figlarnych oczach składa rączki sama. Gdy wraca przed aparat, ten rozkłada je rozpromieniony.

W samej procesji bierze udział mnóstwo aktorów i turystów. I bardzo mało wiernych. Idzie Jan Chrzciciel, Salome z nożem i jego głową pod pachą, królowa Ester, małżonkowie z Kany Galilejskiej, Trzej Królowie, a za swoją żoną Mojżesz z tablicą 10-przykazań. Przed każdą biblijną postacią drepcze aniołek – biały lub różowy, zależnie od fantazji rodziców – który w ręce trzyma plakat zapowiadający postać (na wypadek gdyby jakiś niezbyt oblatany w przypowieściach widz się nie zorientował). Cichy pomruk kilkunastu pań, które odmawiają różaniec. Trochę dzwonów. Dalej cisza. Monstrancja pod baldachimem idzie na samym końcu. Poprzedza ją orszak Rzymian i wysokich, srebrzystych aniołów. Za nim kilkudziesięciu wiernych. Potem wielu ludzi w szortach i z aparatami. Gdy tylko przejdzie procesja, do akcji wkraczają gorliwi sprzątacze. Po godzinie na trasie procesji zostają tylko kupki kolorowych trocin.

x Close

Like Us On Facebook